Na to szare i leniwe popołudnie wymyśliłam łamigłówkę, która mam nadzieję, rozerwie was trochę!
Byliśmy ze sobą ponad 15 lat. Dziś postanowiła mnie rzucić. Niestety dosłownie i w przenośni, ponieważ leżę teraz na trawniku pod blokiem. Aż dziw, że po upadku z 10 piętra ciągle tli się we mnie życie. Jeszcze przed godziną gwiazdy połyskiwały nad miastem niczym ogniska ogromnej armii porozrzucane na ogromnych polach. W końcu jednak nadciągnęła z zachodu niewidzialna kaskada chmur i przesłoniła pejzaż kosmosu. Światło nad blokowiskiem zgasło, ale już za kilka sekund fajerwerki z pewnością rozjaśnią niebo. Dziś Sylwester. Musiała mnie rzucić akurat w Nowy Rok? W sumie ją rozumiem. Czasami poczatek oznacza koniec. Za zwyczaj składamy sobie postanowienia własnie w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Ale dlaczego musiała zrzucać mnie z balkonu? Jeszcze dudni mi w uszach jej ostatnie zdanie: "Koniec z tym!".
Szczęśliwie dla mnie nie ma mokrego śniegu, bo prawdę mówiąc czułbym się niekomfortowo umierając w jakimś mokrym miejscu. Ale i tak wiem, że niedługo życie we mnie zgaśnie. Pomimo tego czuję, że coś małego po mnie w niej zostało. Siedzi głęboko w środku i rośnie. Mam nawet wrażenie, że te wybuchy i rozbłyski sa na moją cześć. Wiem, że wykonałem zadanie. Zagnieździłem się w niej i jej czas wkrótce nadejdzie. Na razie jednak, delektuję się ostatnim oddechem i po cichu celebruję własny początek, który będzie jej końcem.
Pytanie dla Was:
Kim jest narrator?
Dlaczego kobieta go zabiła?
Jak umrze morderczyni?
Ktoś ma jakieś pomysły?:)
Byliśmy ze sobą ponad 15 lat. Dziś postanowiła mnie rzucić. Niestety dosłownie i w przenośni, ponieważ leżę teraz na trawniku pod blokiem. Aż dziw, że po upadku z 10 piętra ciągle tli się we mnie życie. Jeszcze przed godziną gwiazdy połyskiwały nad miastem niczym ogniska ogromnej armii porozrzucane na ogromnych polach. W końcu jednak nadciągnęła z zachodu niewidzialna kaskada chmur i przesłoniła pejzaż kosmosu. Światło nad blokowiskiem zgasło, ale już za kilka sekund fajerwerki z pewnością rozjaśnią niebo. Dziś Sylwester. Musiała mnie rzucić akurat w Nowy Rok? W sumie ją rozumiem. Czasami poczatek oznacza koniec. Za zwyczaj składamy sobie postanowienia własnie w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Ale dlaczego musiała zrzucać mnie z balkonu? Jeszcze dudni mi w uszach jej ostatnie zdanie: "Koniec z tym!".
Szczęśliwie dla mnie nie ma mokrego śniegu, bo prawdę mówiąc czułbym się niekomfortowo umierając w jakimś mokrym miejscu. Ale i tak wiem, że niedługo życie we mnie zgaśnie. Pomimo tego czuję, że coś małego po mnie w niej zostało. Siedzi głęboko w środku i rośnie. Mam nawet wrażenie, że te wybuchy i rozbłyski sa na moją cześć. Wiem, że wykonałem zadanie. Zagnieździłem się w niej i jej czas wkrótce nadejdzie. Na razie jednak, delektuję się ostatnim oddechem i po cichu celebruję własny początek, który będzie jej końcem.
Pytanie dla Was:
Kim jest narrator?
Dlaczego kobieta go zabiła?
Jak umrze morderczyni?
Ktoś ma jakieś pomysły?:)